Tym razem nie dałem się zwieść. Byłem przygotowany i jak tylko je zobaczyłem, nie dałem się ponieść radości obserwacji, tylko z zimną krwią i wstrzymanym oddechem czekałem na sukces fotograficzny. Raniuszki są bardzo ruchliwe, przylatują zawsze stadnie, w taki sposób, że nie wiadomo, co i gdzie fotografować. W większości sytuacji po ptaku zostawała mi w kadrze tylko ruszająca się gałązka. Nie fotografowałem z czatowni, zaryzykowałem podejście bardzo blisko, wiedząc, że i tak ptaki mnie widzą. Domyślam się, że były głodne, interesowały się tylko jedzeniem, zacząłem zachowywać się swobodnie i tym razem była to dobra strategia. Po kilku minutach przepadły w lesie.