Na pomoc

Biało – czarne pióra powiewają delikatnie na wietrze. Cisza. Obezwładniająca cisza. Obok mnie stoi trzyletni syn z ogromną siatką/podbierakiem.  Obydwoje niedowierzamy.  Nie tak miało się to wszystko skończyć.

Jak zwykle podekscytowani jechaliśmy w okolicę Tomaryn po telefonie znajomej. Trzeba schwytać bociana ze złamaną nogą.  Od zgłoszenia do przybycia na miejsce dzieliła nas godzina. To była jednocześnie ostatnia godzina tego ptasiego życia.

Tym razem lis okazał się szybszy. Miał poranny posiłek. Wygrało prawo natury.